Warsztaty Na Żuławach












Przez ostatni miesiąc, w każdy poniedziałek wieczorem, wsiadałam do auta, zostawiałam małżonkowi czworo naszych latorośli i przebijając się przez największe korki gdańska kierowałam się prosto na Warszawę.
Nie, nie, stolica nie jest jeszcze moim celem, choć kto wie, może kiedyś zostanę zaproszona i tam, przez samą Pierwszą Damę:).
Puki co, doznałam przyjemności i zaproszono mnie na żuławy, do wsi Ostaszewo.
Jest to przeurocza wioska, położona w pobliżu wału, otoczona łąkami, starymi gospodarstwami i polską wierzbą. Zyskała sławę w mediach za sprawą Magdy i Radka Natkańskich, którzy parę lat temu sprowadzili się tam z Nowego Yorku i zrobili na pewno swego rodzaju rewolucję, a na pewno przynieśli ze sobą dużo energii i świeżości. Organizując we wsi warsztaty tańca broadway, który jest pasją Radka Natkańskiego jeszcze od czasów gdy tańczył w słynnym musicalu „Metro”.

Tym razem, Magda zorganizowała cykl warsztatów rękodzieła, do którego to projektu zaprosiła i mnie, w roli instruktorki filcowania na mokro.
Z prawdziwą przyjemnością przyjęłam zaproszenie i tak rozpoczęła się ta cała przygoda.
Nie było łatwo, po całym dniu, tego wszystkiego co tutaj; szkoła, obiad, lekcje, sprzątanie... Trzeba było zostawić wszystkich i wszystko jakby w połowie.
Jednak już w drodze, zbliżając się do Rafinerii, która w nocy robi szczególne wrażenie (co wie każdy Gdańszczanin) zaczynałam czuć motylki w brzuchu i to fantastyczne podniecenie.

Zajęcia miały się odbyć w czterech spotkaniach, po dwie i pół godziny, a liczba uczestników... ech, była imponująca jak na moje dotychczasowe doświadczenie i muszę przyznać, że miałam lekkiego stracha, jak ja ogarnę sama jedna aż dwanaście osób!
Postanowiłam taką kolejność: kwiatek z dredem, następne spotkanie korale, potem torebeczka z rączką no i na koniec, trochę o filcowaniu na sucho i prelekcja o rodzajach wełny, ich właściwościach i tym co i gdzie jest dostępne na naszym rynku pod jaką nazwą.

Grupa była fantastyczna, dwa razy miałam lekki kryzys, czułam się dość fatalnie i wszystko mnie bolało,jednak gdy zaczynałam układać i nosić rzeczy z bagażnika i przykleiłam ostatnie folie na stoły, stawałam na nogi już po kilku minutach i byłam pełna energii do pracy.

Przekrój wiekowy od przedszkola do seniora, choć wszystkie panie młode duchem i bardzo pogodne. Wszystkie serdeczne i zaangażowane.
To najprzyjemniejsza część tej pracy, spotykanie tych wszystkich twórczych osobowości, szczególnie gdy jest czas usłyszeć choć skrawki ich historii.
Przeszła mi nawet przez głowę myśl, by opisywać tutaj te historie, bo są naprawdę niezwykłe i dają sporo wiary w spełnienie marzeń.
Pani Kasia z Piaskowca, która od dziecka marzyła o wiklinie, ale rodzice byli przeciwni...
Skończyła szkołę o zupełnie innym profilu, w której i tak największa przyjemność sprawiały jej misterne prace, przypominające tkanie...po paru latach pracy w tym zawodzie pojawiło się pewne ogłoszenie ; ”Kurs Wikliniarstwa Dla Rolników”... serce mocniej zabiło, ale pani Kasia nie była rolnikiem....
Jak myślicie, co teraz robi pani Kasia?
Powiem tylko, że siła pasji jest ogromna i czyni cuda. Sama doświadczam tego, choć często brakuje mi wiary w siebie ale przede wszystkim w nieograniczone możliwości Ducha Świętego.

Warsztaty udały się wyśmienicie, moje kursantki zrobiły przepiękne prace z których są bardzo dumne a ja zżyłam się z nimi przez ten miesiąc wspólnych spotkań. Nie wspominając o nabraniu nowych cennych doświadczeń.
Na ostatnie zajęcia przyniosły ciasta, zrobiłyśmy wybory miss filcowania, oraz wybrałyśmy najładniejszą pracę... W dodatku spotkało mnie sporo miłych komplementów.
Ech, łezka się w oku kręci. Obiecałam wiosenne spotkanie w tej samej grupie na Kaszubach i zamierzam dotrzymać słowa. Do zobaczenia więc...


nie obylo się bez ofiar...


filcujące pokolenie-Magdalena z córeczką

4 komentarze:

  1. Tak jak opowiadałaś, widać, że warsztaty udały się super. A te różowo-zielone korale to te, o których wspominałaś?

    OdpowiedzUsuń
  2. ale relacja! pieknie! gratuluje!!! Klaro, przepraszam ze juz tutaj ale zeby nie ucieklo zanim maila otworze... bardzo chce sie z Wami na grudniowych warsztatach spotkac, ale... zrezygnuje z filcowania, dobrze? popodziwiam jak Wy sobie radzicie, ale w mojej obecnej fazie totalnego bzika na fotografie, nie lubie aparatu z rak wypuszczac... wezme swiatelko takie wieksze, moze Kubus mi pomoze z blenda swiatlo dodatkowo pskramniac i bym foty ku pamieci spotkania popstrykala Wam i Waszym arcydzielom...jesli nie macie nic przeciwko?
    pozdrawiam goraco i do zobaczenia!
    Ania http://tamtachwila.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jolu, korale o których opowiadałam były w kolorze morskim-zieleń z niebieskim, takie jak Madzi, ale kulki inne.
    Aniu, oczywiście baaaardzo się ucieszę jak wpadniesz z aparatem:)

    OdpowiedzUsuń
  4. widac , ze dopisały i humory i talenty:-)

    OdpowiedzUsuń